środa, 1 listopada 2017

Początki


Na dyplom malowałem pejzaże z okna akademika na ul. Dzierżyńskiego (dziś Lea) z widokiem na kopiec Kościuszki poprzez dachy Krakowa. Pojawiły się wtedy po raz pierwszy farby nitro. Robiłem eksperymenty, mieszając je z farbami olejnymi. Spoiwa te są antagonistyczne – nie chcą się ze sobą mieszać, wzajemnie się wypierają. Walka ta powoduje, że powstają skomplikowane wzory, „wybuchy”. Ponieważ to, co powstawało, było „przebogacone”, odwróciłem się od tego i kupiłem trzy płyty pilśniowe 120 x 300 cm. Przyniosłem je do akademika, pociąłem nożem na mniejsze i zagruntowałem półtłustym gruntem do płótna (biel cynkowa, klej kostny, pokost olejny). Malowałem na tym przemysłowymi lakierami olejnymi. Zrobiłem serię syntetycznych, operujących dużymi płaszczyznami, będących na pograniczu abstrakcji pejzaży z dachami Krakowa.
Kilka miesięcy po dyplomie przeprowadziłem się do Nowej Huty. Ponieważ nie miałem pieniędzy na nowe podobrazia, sięgnąłem po prace dyplomowe. Nie miałem wtedy pracy i urodziła mi się córka. Zacząłem zgarniać nie całkiem zaschniętą farbę używając noża – zaczęły powstawać pewne zalążki trójwymiarowości. Wystawiłem taki obraz w Krzysztoforach, gdzie pochwalił go Tadeusz Kantor.

            Nastąpiło wtedy odejście od myślenia typowo malarskiego – myślenia o tym „jak to zrobić” do myślenia o samym akcie działania malarskiego zamiast o efekcie.

Początki Na dyplom malowałem pejzaże z okna akademika na ul. Dzierżyńskiego (dziś Lea) z widokiem na kopiec Kościuszki poprzez dachy K...